czwartek, 11 października 2012

nie o hotelu.


miałam dzisiaj opisać idealnego kelnera, ale stwierdziłam, że mój blogasek robi się strasznie monotematyczny. poprzysięgłam więc sobie, że choćby nie wiem co, słowa o pieprzonym obozie pracy  w tej notce nie będzie. najwyższy czas popierdzieć refleksjami.

cześć, jestem kasia i mieszkam w dublinie. nadal lubię małych chłopców, ale zamiast gier planszowych wolę rapatolić w simsach. gdzieś pomiędzy chwilami, kiedy się wkurwiam, męczę czekaniem, mam weltszmerce i pmsy, bywam szczęśliwa. a między tym szczęściem miewam dużo weny, która w głowie prezentuje się zdecydowanie lepiej niż na kartce. czasami uda mi się napisać coś ładnie. zawierszować nawet znośnie, przyprozić coś lekko. zawiać henrym troszeczkę, który urósł w mojej głowie do takich rozmiarów, że zaraz zaczynie wylewać się uszami. niecierpliwie czekam i doczekać się nie mogę. największym moim sukcesem literackim było to, że kiedyś napisałam tekst na margines i pan powiedział, że jest dobry. więc cóż, jeszcze nie jest idealnie.
jestem realistą, ale wierzę w elfy, wróżby z tymbarka, przeczucia i tajemne znaki. jeszcze nigdy nie pomyliłam się w ich odczytywaniu i do dzisiaj zastanawiam się czy mnie to cieszy, czy martwi. zauważyłam też, że widzę. kurwa, mocno i wyraźnie, niekiedy na nieszczęście.

nauczyłam się robić już prawie idealną kreskę na oku. póki co zajmuje mi to jakieś pół godziny, ale myślę, że jeszcze jakieś dwa lata i dojdę do wprawy jak siwulec. ona potrafi w dwie minuty, jedną ręką i bez lustra jebnąć taką krechę boską, że każdy facet jej. 
żałuję, że nie poszłam do tap madl, gdyż cycki do tego fachu mam idealne. dupę za dużą - fakt, ale cycki? dosłownie mistrzostwo.

na początku dorosłe życie mnie trochę przerażało. dzisiaj - z braku alternatywy, już się do niego przyzwyczaiłam. po dwudziestu latach myślenia, już wiem, że ludzie to tylko marne istoty z pozacieranymi granicami. strasznie trudno odróżnić rzeczy, które są tak bardzo intymne, że powinny pozostać w środku, od tych, którymi można zarzygać społeczeństwo i po cichu liczyć, że kogoś to zainteresuje. rzeczywistość jest inna. ludzie są skurwielami pławiącymi się w nieszczęściach bliźnich. doszłam też do wniosku, że życie wcale nie jest piękniejsze i pełniejsze, kiedy się w nim cierpi. dlatego za wszelką cenę staram się nie nieść krzyża. zostawiam go tym, którzy chcą być nieszczęśliwi i zmęczeni. wiem też, że życie to powolne przemijanie. nie wiem tylko jeszcze co w tym przemijaniu jest najważniejsze. i nie wiem też, czy kiedykolwiek do tego dojdę. ale potrafię docenić dobrą muzykę, czekoladę, żelki, nawet książkę, więc może jestem na właściwej drodze. chyba znalazłam swoje miejsce w świecie. w społeczeństwie jeszcze nie, ale zawsze coś. rozglądam się.

boję się w przerwach między snami. wszystkiego, ale najbardziej pająków. boję się krzyczeć marzeniami i tego, że wewnętrzne bójki skończą się nigdy. że odpowiedni czas nie nadejdzie. że coś mnie ominie i będzie rzęsą w oku wiele lat. ale najbardziej to tych przegapionych momentów i niewykorzystanych szans. i marzeń i tego, że ludzie wdrapują się w serce zbyt głęboko. myśli zagłuszanych i co widać kątem oka jedynie. rozstań, wspomnień, wyborów na całe życie, nienawiści, zmarszczek na twarzy i przekazywania genów dalej. czekania na to, co nieuchronne, braku wpływu na nieuniknione. może prościej - życia.


2 komentarze:

  1. Życia nie można się bać... czasem robi się niebezpiecznie, ale żeby nic nie stracić trzeba żyć... nie wiem czy to dobrze, ale wierzę, że trzeba korzystać z życia póki je mamy. Odwagi!

    OdpowiedzUsuń
  2. miejsca w świecie- cho.lernie zazdroszczę.
    co do strachu- rozumiem :(

    P.S. simsy- też czasem gram :P

    OdpowiedzUsuń